Po sniadaniu wyruszamy /piechota – /mimo nawow Joe/ do centrum Rangoon /Yangoon/. Oczywiście po drodze kilka pomyłek, kilka zatrzyman na kawe /i nie tylko / i po godzinie docieramy do Sula Paya. Wrazenia również niesamowite, ale w porównaniu do dnia poprzedniego hmm słabsze??. Na pewno inne. Ale niesamowite. Oczywiście jak w Shwedagon / a jak się okaże w każdej innej swiatyni/ tłumy modlących się. Potem spacerek do ogrodu….
Jak milo mieć takie miejsce wypoczynku w centrum miasta.
I znowu wizyta w Shwedagon. Teraz przy innym oświetleniu widać cos innego i zupełnie inaczej. Magiczność miejsca została doceniona . A dopełnieniem calosci były zakupy jakie po drodze zrobiliśmy,,, okulary, kapelusze, longgii itd.