Wstajemy wczesnie, no bez przesady O godz. 9 śniadanie, które w reklamie hotelu miało być gruzińskie. Było – typowe miedzynarodowe. Ciut bez smaku. Naszczeście tuż przy hotelu można było kupic tradcyjne gruzińskie wypieki. I zjedzony „z papierka” rożeczek z miesem poprawił mój nastrój i spowodował jasność umysłu. I decyzja. OK. zwiedzamy to co zaplanowaliśmy, ale nie marszrutkami / za daleko i za pozno/ ale wynajmujemy wczorajszego kierowce z lotniska. Jak zadecydowaliśmy – tak się stalo. Telefon do Onidze.. i za 20 minut melduje się pod hotelem. To też niemały przyczynek do sytuacji gospodarczej w Gruzji . Umówiliśmy się na 70 GEL za kurs. Ale mój nos cos mi mówil, ze będzie prośba o więcej.
Kierowce nazwaliśmy Speedy Gonzales. Kolejne pokonywane kilometry utwierdziły nas w słuszności tej nazwy . Pierwszy punkt Gelati. Kompleks siątyń i budynków. Jedno z najświętszych miejsc Gruzji. Remontowany obecnie. Żywy /ponownie/ ośrodek życia religijnego. Tu również chłoniemy jego atmosferę. Przyglądamy się ceremoniom kościelnym. I oczywiście patrzymy na freski malowidła itd. A wokół ośnieżone stoki Kaukazu. Atmosfera troszku jak z bajki.
Po drodze do następnego punktu zwiedzamy Motsameta. Śwątynia położona w urokliwym miejscu. Niestety praca konserwatorów sprawiła, że wnetrze bardziej przypomina pop art niż freski religijne.
Kolejny punkt – Park Narodowy Sataplia. Próba zwiedzania na własną rękę skończyła się interwencją strażnika parku. Można powiedzieć naszczescie . Czekamy kilka minut i za bardzo urokliwą przewodniczką idziemy na zwiedzanie szlaku. Oglądamy ślady dinozaurów resztki tropikalnego lasu kolchidzkiego / jesteśmy wszak na terenie starożytnej legendarnej Kolchidy/. Po drodze krasowa jaskinia. Trzeba powiedzieć, ze wyobrażnia inscenizatora nie miała granic. Disco polo w pełnym wydaniu kolor świateł zmienia się z minuty na minutę. Na koniec wielka atrakcja.. wiżawidokowa ze szklanna podloga. Hmmm brak czasu sprawił, ze nie weszliśmy na nia..
Kolejna atrakcja.. odkryta niedawno Jaskinia Prometeusza. Jedziemy tam prze miasto /prawie/ widmo – Tsalkubo. Kiedyś znane sanatorium i uzdrowisko geotermalne. Obecne podupadłe . Podobno remontowane. Sama jaskinia – zwiedzana oczywiście w grupie robi kolosalne wrażenie. Mistrzyni przyroda pokazała swoje rzeźbiarskie zdolności. Stalaktyty, stalagmity i inne formy tworzą formy plastyczne pobudzające wyobraźnie. Normalnie ostatni odcinek pokonuje się łódkami. Niestety z uwagi na wysoki poziom wody, musieliśmy isc betonowym kanałem. Swiatło dzienne i samochód Wsiadamy i jedziemy na obiad. Miła lesna restauracja na obrzezach Kutaisi… Smaczne, niedrogie jedzenie. Tym którzy tam będą polecam ten lokal. Po powrocie do miasta mały spacer i do spania. Jutro Tbilisi . A zapomnial bym Onidze oczywiście poprosił o dodatkowe 30 GEL. Przeczucie mnie nie zawiodło