Poranna pobudka. Pakowanie sie. Lekka toaleta / woda szczesliwie kapie z kranu/ Wsiadamy do auta i jedziemy na dworzec kolejowy. Pozniewaz w tym dniu zaczynaja sie Dni Tblisi i cale miasto / przynajmniej cetrum/ stalo sie jedna wiela estrada jedniemy bardzo "naokolo"
Ale szczesliwie dojezdzamy. Dworzec szczegolnie perony maja wyglad odstraszajacy. Wnetrze calkiem mile. Pijemy kawe. Zapowiedznaszego pociagu.. I jakaz mila niespodianka.. Pociag czysiutki, komfortowy. Ma na pokladzie nawet automat do kawy. O nim napisze za chwilke :). Po drodze podziwiamy widoki i miasta widma.. na pierwszej stacji glosny okrzyk z peronu Catchapurii Chachapurii
Ruszam do zbawcy :) kupuje placuszek i wiem juz, ze z glodu nie umre. Pojawil sie problem pragnienia. I tu z pomoca przyszedl automat i Gruzini... Wyjasnili mi gdzie on jest pogawedzilismy i kawa byla juz w kubkach :) Przy okazji jedna z Gruzinek zaoferowala nam miejsce w apartamencie, ktory byl wlasnoscia jej rodziny. Poniewaz cena byla korzystniejsza niz hotelu, ktory zarezerwowalismy, a warunki napewno o niebo lepsze... zrezygnowalismy z hotelu / mimo ze trza bylo placic za anulacje/ i wynajelismy to jak okazalo sie mieszkanie w bloku. Coz - pogda nas nie rozpieszczala.. deszcz chlodno. Jedyne na co zdecydowalismy sie to wizyta w Fisch Market i smazona rybka . Wczeniej wlasnorecznie wybrana. Pychotka.. Mimo, ze lokal do najelegantszych nie nazlezal. Reszta wieczoru - w pokoju.