No to zaczynamy zwiedzanie starych stolic w okoloicy Mandalay. Czemu stolic?? Bo każdy krol Birmy panujący w wieku XVI _ XVIII mail za punkt honoru swoje rodzinne miasto uczynic stolica kraju.
Na początek Mingun. Plynie się tam stateczkiem około godziny. I oglądamy – podziwiamy najwieksza w swiecie podstawe pagody. Sama podstawa ma 50 m wysokości. Pagoda miała mieć 150 m. No coz, okrutny los wezwal fundatora do siebie i pagoda na wybudowaniu podstawy się skonczyla…ale wrazenie robi.
A obok niej dzwon. Drugi pod względem wielkości w swiecie / po Carze Piotrze, ale…UWAGA.. największy dzialajacy. I co z tego, ze nie ma serca. Bije się wen z zewnątrz.
Poza tym jeszcze biala pagoda. No coz o niej pisać – jest.. Po powrocie Joe pokazal nam kilka swiatyn w Mandalay Boskie. Najwieksze wrazenie wywarlo na nas, a na pewno na mnie kilkaset insprycji z myślami Buddy. Podobno żeby je przeczytać, trzeba poswiecic ponad 2 msc.. Hmm żeby mi się chciało . Joe proponuje nam oglądanie zachodu slonca z Mandalay Hill. Przystajemy na to. I po paru minutach zatrzymujemy się na pelnym aut parkingu. Potem „wspinaczka” ruchomymi schodami i patrzymy na obmyte czerwonymi promieniami miasto… Podobnie jak setki innych wspoltowarzyszy. No i coz dzień się konczy. Wiec trzeba isc cos zjeść. Kolacja u tego samego Chinczyka co wczoraj. I znow trafaimy na znajome
holendewrskie malzenstwo. Żeby atrakcje nie skonczyly się spotykamy trojke Polakow podróżujących dookoła swiata. Zazdroszczę im tego.